Skip to main content

    Słowenia nie może pochwalić się rozległą linią brzegową. Liczy sobie ona jakieś 50 kilometrów. Hmmm… bądźmy szczerzy: imponujące to nie jest. Ale przecież nie liczy się ilość, a jakość. I tak słoweńskie nadmorskie miejscowości to rzeczywiście ciekawe pozycje na mapie Europy. Nie dość, że słońce praży niemiłosiernie, to woda piękna i czysta, ludzie uśmiechnięci i życzliwi, jedzenie wyśmienite, to jeszcze miejsca te nieskażone są masową turystyką. Nooo wiadomo, ludzie przyjeżdżają. Nie jest to jednak taka skala, jaką obserwujemy chociażby w Dubrowniku czy Kotorze. Na Słowenię decyduje się znacznie mniejsze grono. I to nam się podoba. Zapraszamy nad słoweńskie wybrzeże, obierając Koper (Kozia Wyspa) i Piran (rzekoma Perła Słoweńskiego Adriatyku) za nasze cele.

[Not a valid template]

Słoweńskie Wybrzeże: Koper i Piran.

Tranzyt przez Słowenię: 8 Godzin. Czas Start!

    Jeżeli powiemy, że zwiedziliśmy ten kraj, skłamiemy. Bardziej właściwe będzie hmm… pojęcie tranzytu. Po prostu go przecięliśmy.

    Autobus z Chorwacji (miejscowość Pula) odjeżdżał jakoś chyba o 4 rano, co oznaczało, iż nawet nie pomyśleliśmy o organizacji noclegu. No bo po co? I tak byśmy musieli po godzinie 3.00 udać się na dworzec autobusowy. Stwierdziliśmy zatem, iż właśnie tam spędzimy noc. Było cieplutko i przyjemnie. Nawet chwilę się zdrzemnęliśmy na ławce. Poza nami byli tam jacyś żule (po 2 godzinach pijaństwa zaczęli się trochę awanturować) i jeszcze jedna, również oszczędna parka.

    Autobus jak to autobus (hmm… bałkański), do najwygodniejszych nie należał. Ale wiadomo. Jeżeli nie dasz rady się przespać, znaczy, że nie jesteś wystarczająco zmęczony 😛 Dotarliśmy na miejsce po kilku godzinach jazdy. Była bodajże 8.00 rano. Co nas powitało, to typowa stacja kolejowo-autobusowa doby PRL-u. Taka komuna w czystej postaci.

    Oczywiście nie obyło się bez taniej knajpki przy dworcu. Mordowni niemalże, serwującej jednak bałkański przysmak – Ćevapčići. Jedliśmy zdecydowanie lepsze wersje tegoż dania podczas podróży, ale z braku laku… Do tego nie ma co narzekać, kelner przypilnował naszych plecaków podczas szybkiej przebieżki po dwóch miastach. Należy się trochę wdzięczności.

Piran – Perła Słoweńskiego Adriatyku.

    Autobus do miejscowości Piran startował ok. godziny 9.00, na miejsce docierał po jakichś 30 minutach. Ogólnie kojarzy mi się, że byliśmy tutaj mniej więcej półtorej godziny i zwiedzanie bardziej przypominało bieg z przeszkodami niż spokojne i przyjemne chłonięcie atmosfery. Na pewno zadania nie ułatwiał też fakt niemalże nieprzespanej nocy. No cóż, podczas tej wycieczki mieliśmy kilka takich dni, kiedy zmęczenie brało górę i zwiedzanie nie przynosiło tyle przyjemności, ile powinno. To był jeden z takich dni.

    Podczas tegoż szybkiego marszu/ biegu obserwowaliśmy ludzi, ptaki (świetne miejsce tak w ogóle dla ptasich fascynatów) i oczywiście architekturę. Już tak podobną do tej włoskiej. W końcu do granicy jest jakieś 25 kilometrów. Do tego większość zabudowy pochodzi z okresu, kiedy miasto było wenecką twierdzą. Dzięki wiekom wpływów z Włoch, Austrii, Chorwacji oraz samej Słowenii Piran stał się kolorowym etnicznie i architektonicznie miasteczkiem, które zachwyca swoją różnorodnością.

    Miejsce często nazywane jest Perłą Adriatyku. Jest tutaj port, są kąpieliska zaraz przy Starym Mieście, jest deptak, którym spacerować można do samego końca wciśniętego w morze cypelka. Bo tak właśnie miasteczko jest skonstruowane. Wchodzi głęboko w morze, dodatkowo w oddali widać majestatyczne góry i wzniesienia. Miasto do dzisiaj zachowało średniowieczny styl wąskich uliczek i ciasnej zabudowy mieszkalnej. Piran jest też jednym z tych miast, które zachwycają zachowanym tam dorobkiem sztuki rzeźbiarstwa.

    Należy do tego dodać typowo bałkańską słoneczną pogodę, cieplutką i wyglądającą na czystą wodę, miłych i uśmiechniętych mieszkańców oraz… niedużą ilość turystów. To było piękne. Restauracje nie pękają w szwach, po deptaku można spokojnie pospacerować, przepłynąć się swobodnie, cieszyć ciszą, morzem i bliskością ptaków.

    Co jest też cudowne, to sama wielkość miasteczka. Wiadomo, my robimy tyle zdjęć, co średni azjatycki turysta, więc czasu potrzebujemy więcej. Jednak mieścinkę można zwiedzić nawet podczas godzinnego spaceru (wiadomo odpuszczamy wtedy widok z murów obronnych…). Ale i tak wypad wart jest zachodu.

[Not a valid template]

Słoweńskie Wybrzeże: Piran.

Koper – Kozia Wyspa.

    Osadnictwo w tym miejscu rozwija się już od czasów starożytnych, co czyni Koper jednym z najstarszych słoweńskich miast. Jak to już ze starymi miejscowościami bywa, nazwa miasta kilkukrotnie się zmieniała, większość wersji związana jednak była z „wyspą” bądź… z „kozami”. Kolejna wariacja połączyła je w jedną spójną całość, określając Koper Kozią Wyspą, natomiast od nazwy łacińskiej pochodzi ta współczesna.

    Ale o co w ogóle chodzi z tą wyspą? Otóż Koper od zawsze był właśnie wyspą. Wyspą, którą otaczały liczne solanki. Z kolei ich zasypanie doprowadziło do powstania obecnej formy miasta.

    Koper to kolejne miasto o mocno zakorzenionych włoskich wpływach, co jak wiadomo odbija się w architekturze. Można zatem pomyśleć, że będzie idealne… Jednak miasteczko nas nie zachwyciło. Ot, port i starówka. Wiadomo, można się przespacerować, ale nie ma jednak co oczekiwać wielkich zachwytów. Jest czysto i spokojnie, są nawet uwielbiane przez nas wąskie uliczki, jednak to nie jest to… Sama nie wiem czego nam brakowało. Może po prostu byliśmy zmęczeni i nie doceniliśmy uroku tego miejsca. Może…

[Not a valid template]

Słoweńskie Wybrzeże: Koper.

Słoweńskie Wybrzeże na Podstawie Kilkugodzinnego Zwiedzania.

    Koper czy Piran? Dla nas sprawa jest prosta: Piran. Zdecydowanie bardziej przypadł nam do gustu i stanowczo stwierdzamy, iż zasłużył na swoje chlubne miano. Może to klimat mniejszej miejscowości, może wszechobecne ptaszyska, a może to sama budowa miasta nas tak oczarowała. Ten wbijający się w morze cypel.

    Nie mogę sobie jednak wybaczyć, że nie mieliśmy czasu, by spojrzeć na miasteczko z wysoka. Może kiedyś się uda… Perła Słoweńskiego Adriatyku i jej kolejne tajemnice muszą jeszcze chwilę na nas poczekać.

Podobne posty: Cassis (Francja), Wenecja (Włochy), Alicante (Hiszpania).

 

 

 

Join the discussion 2 komentarze

  • Właśnie spacer po murach to jest punkt obowiązkowy w Piranie! Jeden z niezapomnianych widoków, polecam serdecznie 🙂
    W ogóle cała Słowenia jest warta odwiedzenia. Ja spędziłam tam trochę ponad tydzień i bardzo chcę wrócić ponownie 🙂

    • Monopolka pisze:

      No właśnie my już byliśmy u kresu wyjazdu i czasu nam zabrakło 🙁 Kiedyś na pewno wrócimy, bo przecież nie można tego tak zostawić 😛 Pozdrawiamy!

Leave a Reply

Facebook