Skip to main content

    Puk, puk. Nic się nie dzieje. PUK, PUK. Ruch w kabinie kierowcy. Chwila krzątaniny i przez okno wygląda zaspany czy lekko zdziwiony typowy pan Andrzej, Zdzisiu czy Stanisław.

– Jedzie Pan może do domu?

– A jadę, a co?

– A bo my też byśmy chcieli do domu…

    Ileż to razy powtarzała się taka, bądź podobna sytuacja… Ostatecznie autostop z Wenecji okazał się jednym z najłatwiejszych zadań, z jakimi musieliśmy zmierzyć się w czasie naszej miesięcznej przygody na południu Europy. A było to tak…

[Not a valid template]

Autostop i Takie Tam Sytuacje Na Trasie xD

Autostop a Włochy.

    Trik polegał na tym, by dotrzeć na stację paliw w miejscowości Gonars (są tam dwie po obu stronach jezdni, więc należy wybrać tę stację skierowaną na Udine, aby ostatecznie dostać się do Polski). Z Wenecji ruszyliśmy pociągiem do San Giorgio di Nogaro. Stąd mieliśmy już tylko 8 km i… tylko godzinę czasu do upragnionej 22.00, kiedy to wystartować miały TIRy po przymusowym weekendowym postoju. Kurde nie dobiegniemy! Nie ma bata! Po pierwsze: odległość, po drugie: gorąco, po trzecie: 25 kilogramów na plecach!!! + dodatkowe torebeczki (przecież pamiątki muszą być!), a po czwarte, piąte i dziesiąte: cholera, po prostu NIE!!! xD

    Autostop we Włoszech jest nielegalny. Wiedzieliśmy to doskonale w momencie wypisywania nazwy stacji benzynowej w naszym zeszyciku… Potem kciuk, uśmiech, pozytywne nastawienie i łut szczęścia, no może i trochę głupoty. Staliśmy może ok. 15 minut, kiedy jadący w przeciwnym kierunku samochód zawrócił, zatrzymał się i kierowca zaczął COŚ tłumaczyć, rzecz jasna po włosku. Coś zrozumieliśmy my, coś zrozumiał on, ale chyba się dogadaliśmy, bo 2 minuty później siedzieliśmy w jego aucie i pruliśmy w kierunku stacji Gonars…

Stacja Gonars. Podejrzane Wejście…

    Włoch zatrzymał się jakoś z tyłu. Od stacji dzieliła nas tylko siatka… Tylko siatka. Wysoka, niestabilna siatka. A my mamy plecaki. A siatka ciągnie się niemiłosiernie daleko. Czy uwierzycie, że w miejscu, w którym facet nas wysadził, były wycięte drzwiczki w tej właśnie, niemożliwej do pokonania, siatce???! 😛 Może ktoś sobie podkrada benzynę… Albo wpada na darmowy prysznic, który na tejże stacji jest. Bardzo miły prysznic 😛

    Wchodzimy na teren i widzimy rząd maszyn. Ale… nie ma ich w sumie jakoś niesamowicie dużo… Fakt, tych na polskich blachach jest ponad połowa, ale i tak liczyliśmy na trochę liczniejsze towarzystwo. W każdym razie, idziemy na poszukiwania.

Autostopem z Włoch, Czyli Kto Nas Zabierze Do Domu…?

    Poznaliśmy wielu miłych kierowców. Co nas trochę zaskoczyło, wielu panów jeżdżących z polską rejestracją, to w rzeczywistości Ukraińcy, którzy próbowali się od nas wywinąć nieznajomością polskiego. Kiedy przeszliśmy na rosyjski, też znaleźli jakieś wymówki. Trudno. Polacy za to udzielali rad, pomocy, kierowali do kolegów (bo nie każdy chciał się narażać i brać nas oboje). Mieliśmy w sumie ustawionych kilka opcji, kiedy to… ostatni możliwy kierowca na parkingu zgodził się wziąć nas oboje. I to jeszcze: do Łodzi!!! Celem naszej podróży był Sochaczew (jakieś półtorej godziny drogi od Łodzi). No po prostu cudo! Jedyny mankament jest taki, że pan ma start o 4.30 rano…

    Ale przecież to żaden problem xD Idziemy wziąć prysznic, kupić piwko i… kładziemy się na trawie zaraz przed naszym TIRem. Bo przecież jeszcze nam ucieknie! 😛 I tak spaliśmy sobie z widokiem na autostradę po jednej stronie, a po drugiej na stację paliw. Było bardzo przyjemnie, ale chyba nasze płuca nie podzielały tego entuzjazmu…

A Miało Być Tak Pięknie… Autostop To Nic Pewnego!

    Pobudka o 4.30 i pojawia się problem. Facet dostał telefon od kolegi z firmy. A ten ma awarię. Nasz kierowca musi zboczyć trochę z trasy i mu pomóc. Co oznacza, że transport do Łodzi jest spalony… A wszystkie inne pojazdy już dawno odjechały… Trudno. Wsiadamy z panem i jedziemy ponad 100 km. Mijamy granicę z Austrią i tam zostajemy gdzieś… pośrodku niczego. W górach, na małym parkingu, gdzie było dosłownie kilka aut. Niektóre akurat startowały, więc trzymaliśmy  wysoko tabliczkę z napisem: „POLSKA”. Jeden nie jedzie w tę stronę, inny tak, ale weźmie tylko jedną osobę… Dramat. Jedyna nadzieja w panu, który ewidentnie śpi, ale tablica na jego aucie krzycząca do nas: WSC (czyli Sochaczew) nie pozwala nam się totalnie załamać. Przecież za 3 dni musimy być na weselu! A jeszcze nie kupiliśmy sukienki i w ogóle nic nie jest załatwione! Nawet nie wiemy jak na ten ślub dojedziemy! A z Sochaczewa do Sieradza aż tak blisko nie jest…

Autostopem z Włoch, a Głupi Ma Zawsze Szczęście xD

    Już pojawił się hmm… niezbyt mądry pomysł, by iść na autostradę… Ale stamtąd nikt nas nie zabierze… W sumie jedyna szansa jest na tym skromnym parkingu. No to siedzimy. Nagle podjeżdża TIR. Zatrzymuje się niedbale na środku parkingu. Facet wyskakuje w pośpiechu z auta i zostawia na oścież otwarte drzwi. Co się dzieje?! Hmm… Poleciał w krzaki za potrzebą. Piotrek biegnie do kolesia ile sił w nogach. Ten zdziwiony. Ktoś mu zakłóca raczej prywatną chwilę i coś od niego chce… Widzę z daleka oznaki dość ożywionej konwersacji, mocną gestykulację, po czym… Piotrek biegnie w moją stronę. Nadal wymachuje rękami. JEDZIEMY, JEDZIEMY – zdają się krzyczeć jego oczy. OBOJE!!!

    Wsiadamy. Rozradowani, szczęśliwi, wprost nie potrafiący pojąć naszego szczęścia. Facet zabawia nas rozmową. Wszystko fajnie, pięknie. Po czym zagląda do lodówki. I wyjmuje ZIMNEGO ŻYWCA!!! Myślimy: Kurde, spoko gościu. Nawet poczęstuje nas piwem. A on otwiera browara i… nalewa sobie do kubka!!! A nam daje resztę… Wypija połowę płynu na raz i mówi:

– Ach. Tego mi było trzeba na kaca.

    I to jest właśnie ten moment, kiedy zastanawiasz się czy wysiąść, czy mimo wszystko jechać dalej. PRZECIEŻ NIE DOJEDZIEMY NA WESELE!!! No to pojechaliśmy xD

[Not a valid template]

Autostop To Bardziej Przygoda Po Drodze, Nie Cel, Do Którego Zmierzamy. Każdy Dzień Jest Wyzwaniem.
Kolacje z Widokiem czy Pierwsza Warta, Kiedy Ktoś Śpi To Normalka… xD

Autostop i Droga na Wesele… Finał Tej Podróży Jest Taki…

    Pan dowiózł nas bezpiecznie (do tego szybko i sprawnie) do Czech, tam przekazał nas swojemu koledze. Bo przecież kiedyś trzeba zrobić pauzę. Ostatni etap podróży już tylko mignął nam przed oczami. Tyle wrażeń i zmęczenie… Zrobiło swoje. Ledwo patrzyliśmy na oczy, kiedy pan zostawił nas w Cieszynie, na południu Polski, przy samej czeskiej granicy. Do tego nie mieliśmy oczywiście żadnych złotówek, a godzina późna (wiadomo xD). Na szczęście wypatrzyliśmy uroczą panią Agatę, która wymieniła nasze eurosy na polską walutę, byśmy mogli kupić jedzenie i bilety. Zaoferowała też podwózkę, ale za kilka godzin… Do tej pory mieliśmy już być w następnym miejscu. Mimo wszystko pani bardzo nam pomogła. Gdyby nie ona moglibyśmy utknąć w tym mieście trochę dłużej…

    W każdym razie zmuszeni byliśmy do skorzystania ze skomplikowanej sieci polskich połączeń autobusowych i kolejowych. Tym sposobem z Cieszyna wracaliśmy do Sochaczewa dłużej niż do tej pory z Włoch xD W międzyczasie był też kilkugodzinny przystanek w Częstochowie i nocleg na zimnej podłodze dworca PKP. Wszyscy myśleli, że wracamy z pielgrzymki 😛

    Ostatecznie do Sochaczewa dojechaliśmy i na wesele też zdążyliśmy (nawet kieckę udało się kupić)! Co prawda Piotrek był całą imprezę bardzo chory… Może pan kierowca wiózł jakieś nieświeże te winogrona na pace…? 😛 W każdym razie jest to na pewno nasz najbardziej zwariowany dojazd na imprezę weselną do tej pory. I prędko chyba pobicia rekordu nie będzie. Chociaż… Wyzwanie zostało rzucone! Przy okazji pozdrawiamy Magdalenę i Piotra, do których tak usilnie zmierzaliśmy 😛

Join the discussion 4 komentarze

  • Hej. Co za przygody! Dobrze, że zdążyliście na to wesele;) Jakie wrażenia z europejskiego tripu po południu Europy? Ja w tym roku jeździłam autem po Prowansji i Toskanii. Pozdrawiam.Martyna.

    • Piotr pisze:

      Nasz tegoroczny wakacyjny trip to: Grecja, Albania, Macedonia, Kosowo, Czarnogóra, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Słowenia oraz właśnie Włochy. Wiadomo… Nie było wystarczająco dużo czasu, by dobrze poznać wszystkie te kraje, ale co się udało, to nasze 😛 Podobało nam się bardzo! Każdy dzień był nowym wyzwaniem i przygodą. W te rejony na pewno jeszcze kiedyś wrócimy. Dużo ciekawych miejsc jeszcze na nas czeka.
      Prowansja i Toskania… Mhmm… Nie mieliśmy jeszcze przyjemności. Jak było? Co polecasz?

  • Tam Byłam pisze:

    PPiękna historia 🙂 Życzę wielu przygód z tak pozytywnym zakończeniem 🙂 I szybkiego powrotu do Włoch oczywiście – tym razem polecam Południe 🙂

    • Piotr pisze:

      A jeżeli już w temacie Włoch jesteśmy… Może polecisz nam jakieś miejsca? Takie poza utartym szlakiem? Bo musimy przyznać, że Wenecja i Poveglia obudziły nasz apetyt 😛

Leave a Reply

Facebook